Wyzwań miałam i nadal mam (sukienka in progress) przed sobą sporo:
1. Nigdy nie szyłam sukienki.
2. Nie mam żadnej starej na wzór, więc wykrój biorę absolutnie z tzw. czapy.
3. Lea, dla której szyję ma półtora roku i mieszka 300 km ode mnie. Nie mogę zrobić nawet przymiarek. Jest jednak jedyną dziewczynką w rodzinie, a obcych nie chcę póki co narażać na moje dzieła.:)
Zaczęłam od wykroju. Wzięłam pisak, biały papier i kreśliłam, kreśliłam... . Próbowałam zgrać to jakoś z wymiarami Leśki.
Sukienka w założeniu ma być prosta, bez rękawków, odcinana pod klatką piersiową, lekko rozszerzana ku dołowi. Przód trochę krótszy, tył wydłużany. Brzegi mają się wywijać, jak to jest ostatnio w modzie przy dresówkach. I dzięki Bogu, bo po ostatniej porażce z dekoltem (o tej właśnie tutaj) jeszcze nie dojrzałam do kolejnej próby.
Niby proste. No właśnie... niby. Zmarnowałam chyba 3 arkusze papieru zanim zaczęło to przypominać wykrój sukienki, a wymiary zaczęły pasować. Tak mi się przynajmniej wydaje. :)
Zdecydowałam, że próbną sukienkę uszyję z szarej dresówki, bo szkoda byłoby zmarnować wybrany materiał.
Na szycie przyjdzie czas jutro. Mam nadzieję.
Jestem strasznie ciekawa czy cokolwiek z tego wyjdzie... :)
A wy jak myślicie?
Tymczasem życzę Wam kobiety spokojnej nocy i słonecznej niedzieli, choć ja, muszę przyznać, lubię deszczowe dni. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz